sobota, 27 stycznia 2018

I

Blond włosy Lloyd Garmadon wyszedł przed klasztor i odetchnął świeżym powietrzem. Jak tu było spokojnie. Ptaki ćwierkały ile tylko chciały. Pewnie dlatego jego ojciec skarżył się na to, że nie może się porządnie wyspać. Oczy młodego mężczyzny koloru zieleni równie świeżej jak liście na drzewach bez przerwy były skupione na białolicej piękności o błękitnych oczach siedzącej pod drzewem czytając książkę. Odkąd ją uratował z jego inicjatywy głównie zamieszkała w klasztorze, gdyż rodzicom było szczerze wszystko jedno, a Garmadon Senior nawet był przeciw wpuszczania dziewczyny za ich progi. Ale Zielony Ninja postawił na swoim i nikt nie odważył mu się przeciwstawić o dziwo. Wyszedł głównie dlatego, że do mamy znów przyszła Cassidy, a on źle znosił wizyty Cassidy. Mama zawsze była dla niej miła, bo przecież były przyjaciółkami, ale Lloyd jakoś nie mógł jej polubić. Zwykle wizyty pani Kisaragi kończyły się na kilku siarczystych przekleństwach albo na większych szkodach materialnych. Na przykład kiedyś młody Garmadon prawie przewrócił ulubione rybki ojca, a sam Marmaduke o mało szału od tego nie dostał i to sprawiło, że rybki wylądowały w pokoju rodziców. Przechadzał się tak i "niby przez przypadek" usiadł przy młodej kobiecie.
- Hmm...ekchem...Delphi... - odwróciła wzrok z liter na papierze wprost na niego. Wybraniec miał wrażenie, że się topi w błękicie jej oczu. Nic nie mówiła. Dalej się na niego patrzyła tylko co kilka sekund mrugając. Tak trwali chyba przez kolejne trzydzieści sekund aż Zielony Ninja spuścił wzrok. Delphi zatrzasnęła książkę i odeszła...gdzieś. Lloyd poszedł jej śladem. Nagle mignął przed nim jakiś cień. Bezkształtna istota zatrzymała się przed nim wpatrując w niego swoje świecące ślepia. Mimo strachu Garmadon przyjął pozycję ataku tak jak uczył go ojciec. Stał bezruchu nie okazując, że się boi. Istota robiła to samo. Po chwili jednak poczuł jak ktoś rani nożem i kopie. Był bezbronny. Nie mógł się ruszyć. Potem już tylko widział ciemność i paszczę pełną ostrych zębów.

~*~

Leżał na łóżku z zabandarzowaną głową. Ledwo widział własny pokój, który jakby topił się w pomarańczowym świetle. Usłyszał pukanie.
- Lloyd? Jesteś tam? Delphi przyszła.
- Jest? Sama do niego pójdę.
Drzwi się otworzyły i młoda kobieta weszła z olbrzymią torbą na ramieniu. Nawet nie wiedział skąd, ale zrobiło mu się dziwnie duszno. Białowłosa rozpięła torbę i po kolei wyjmowała termos z herbatą, pudełko ciastek i (nie wiedzieć, nawet czemu) miętówki. Rozpakowała ciastka i nalała herbaty do małego kubka.
- Twój ojciec mówił, że coś Cię zaatakowało. - mruknęła nalewając herbatę sobie do filiżanki. - Skoczyłam do miasta by zrobić Ci tę herbatę i ciastka...
- Przepraszam za kłopot. - przeprosił młody Garmadon spuszczając wzrok. Poczuł jak Delphi unosi lekko jego podbródek by nadal mógł na nią patrzeć.
- To nie jest żaden kłopot. Jesteś dla mnie bardzo ważny. Ważniejszy niż wszystko inne. - uśmiechała się przy tym w taki sposób, że Lloyd poczuł się lepiej. Wypił łyk naparu.

~*~

Marmaduke przechadzał się po pokoju z rękoma splecionymi za plecami. Wu tymczasem nalewał Misako herbaty do filiżanki.
- A Ty wciąż jesteś zły bracie na nas za to że przyjęliśmy tę dziewczynę? - Wu wypowiedział pytanie spokojnie starannie dobierając słowa. Wiedział, że choćby jedno fałszywe słowo spowoduje awanturę.
- Rozumiem, uratowaliśmy ją. Ale nie musimy od razu przyjmować jej pod nasz dach. Nawet jej nie znamy.
- Wiesz, że to była decyzja Lloyda, a Ty nie potrafisz mu odmówić. - jego małżonka usiłowała go uspokoić, ale jej się nie udało, bo Garmadon znów zaczął się przechadzać po pokoju.

~*~

Stała przed jakimś sekretarzem marszcząc czoło. Zwykle nie krzyczała, to nie było w jej stylu, ale od razu było widać, że nie jest w humorze.
- Może to nie jest słowo, które chcę usłyszeć. Nie będę tolerować nieustającego kręcenia kciukami i zastanawiania się czy wszystko jednak jest gotowe, czy jednak nie. - nawet gdy szeptała jej głos brzmiał groźnie. Mały człowieczek teraz marzył tylko o tym zapaść się pod ziemię. Delphi wzdychając wygoniła faceta i weszła za to coś za czym ludzie się przebierają (przepraszam, nie wiem jak się to nazywa). Do pokoju weszła różowowłosa dziewczyna z mocnym makijażem.
- Panno Dianqing...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Rozdział krótki i średni. Nie chce mi się pisać podsumowania. Ciąg dalszy nastąpi, bo weny nie mam XD.

niedziela, 21 stycznia 2018

Prolog

Dedykacja dla Vanessy Deathness Arashi(oraz Kelly) i Diano Ashy(i Miju).

Stała pośrodku tego absurdalnie dużego pomieszczenia, czyli jej gabinetu z plikiem dokumentów w rękach. Ci, którzy byli zdania, że kobiety były zbyt słabe, by mieć władzę byli w błędzie. Ona jakoś była kierownikiem ALFY od sześciu długich lat i doskonale czuła się w tej roli. W dodatku nie miała jeszcze trzydziestu lat, a wspiąć się na wyżyny w wieku dwudziestu paru lat, to było coś. Złapała się za skrzydełka nosa i odłożyła dokumenty na biurko. Podeszła do okna, by móc lepiej podziwiać pełną panoramę Nowego Ninjago City. Uwielbiała tak patrzeć na miasto i myśleć, że to akurat jej firma ma takie ogromne wpływy na życie tych wszystkich mieszkańców. Czuła się tylko jakoś dziwnie. Jakby gryzło ją sumienie. Skrzywiła twarz w grymasie podobnym do tego, który ludzie mają na sobie gdy są czemuś winni. Nie lubiła nigdy tego uczucia. Uczucia winy.
To wszystko wydarzyło się kilka lat temu.
A on pewnie dotąd tego jej nie wybaczył.
Uśmiechnęła się do siebie, bo jak zwykle miała gdzieś co inni o niej myślą. Choć i tak chciała jego wybaczenia. Czasem zaskakiwała samą siebie. Okazuje się, że tak naprawdę nic o sobie nie wie. Gdyby jej ojciec mógł jeszcze tu być...
Zapewne zrobiłby jej pogadankę na temat tego, że marnuje czas na jakieś korporacje zamiast podbijać Ninjago.
A przecież ona podbiła Ninjago dawno temu.
Podbijanie to czasem nie walka z Ninja. W świecie polityki i biznesu wystarczył tylko roczny dochód i inne tego typu bzdety, jak również płytkie pochodzenie rodzinne. O niej tak naprawdę nie wiele wiedziano. No chyba, że to, że jest ona piekielnie bogatą przewodniczącą ALFY, olbrzymiego kongleramatu, na wydaniu, która nigdy nie wyjdzie za mąż, chodźby miano ją posiekać na kawałki. Zachichotała lekko na swoje własne myśli, ale znów ogarnęła ją fala wątpliwości.
Trochę było jej smutno, że Lloyd jednak nie chce jej tego przebaczyć. Ale ona pewnie też, by sobie samej czegoś takiego nie wybaczyła. Mimo słabego i mizernego wyglądu była silniejsza niż się wydawało na pierwszy rzut oka. Każdy złoczyńca padłby przed nią na kolana. W końcu była potomkinią największego zła jakie tylko było na ninjagowkiej ziemi. Zmarszyła czoło i po raz pierwszy dała po sobie poznać obrzydzenie. Nie była z tego dumna i wcale się tym nie chwaliła, a najchętniej, by to usunęła ze swojego życiorysu. Patrząc na Ninjago o tej porze, dopiero teraz, zauważyła ile jest w nim dużo pięknych świateł. Wsłuchiwała się w dźwięki olbrzymich bębnów, które słyszała po raz pierwszy, jako głupia, mała dziewczynka.
Tak. To był Nowy Rok.
Tym razem już się uśmiechnęła, wciąż chichocząc.
Miała tego wieczoru wyjątkowo dobry humor.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
To jest prolog do tego opka. Zgadniecie o kim była mowa w prologu?
Delphi: Tobie odwala.
Ja: Wiem.*tańcuje na stole, bo jej szajba odbiła*
Wyraźcie co myślicie o tym. Tylko szczerze.*oczy kota ze Shreka*
Pa i do 1 rozdziału!
~ Kitty ~
P.S. Do Ashy i Nessy: Nadal będę używać postaci Ashary i Neili. Na pewno będą w zakładce "Postacie"(którą planuję zrobić).

Wyjaśnienia

Ekchem...*szura butami*
Delphi:*złośliwie* No! Powiedz im!
Mam zamiar! Więc tak się złożyło, że usunęłam rozdziały z mojego poprzedniego opka. Mam nadzieję, że nikt mnie za to nie zabije.*kryje głowę* Proszę mnie za to nie hejtować, bo tego nie znoszę (tak samo jak nie znoszę hejtować XD).
Lloyd: Ja bym się wcale nie zdziwił.
Czemu usunęłam? Naszła mnie wena na nowe opko na miejsce tego. Będą te same OC więc z rozpoznawaniem postaci Ci, którzy czytali poprzednie op nie powinni mieć problemu. Może będzie trochę domieszki romansu. Reszty nie powiem XD.
Mam tylko nadzieję, że mnie zrozumiecie. To opko było słabe więc zastąpię je nowym, a bloga nie usunę, bo mam do niego sentyment.*siada i czeka na kamienie*
Postaram się zrehabilitować i opublikować prolog jak najprędzej. Ogółem wszystko się tu zmieni.
Prosząc o wybaczenie:
~ Kitty ~